Pierwszy dzień

Przeczytałam kolejną powieść Marca Levy'ego,i teraz mam już pewność,że nie przypadkiem odkryłam tego pisarza.
Po "Jak w niebie" spodziewałam się kolejnej książki z bardzo rozbudowanym wątkiem romantycznym,a zamiast tego dostałam powieść przygodową bardzo w stylu książek Dana Browna.
Ale szczerze mówiąc tematyka zupełnie mnie zaskoczyła i urzekła.Archeologia i astrofizyka.Coś pięknego.Uwielbiam książki,z których dowiaduję się mnóstwa nowych rzeczy zupełnie bez wysiłku.I to jest chyba największa zaleta czytania.Nie muszę być w Paryżu,Chinach czy dolinie Omo,żeby je widzieć.Czasami oczy wyobraźni są dużo bardziej dokładne.Piękne jest to,że wraz z bohaterami takich książek podróżujemy i zwiedzamy cały świat:) Z bohaterami "Pierwszego dnia" byłam w Anglii,Francji,Etiopii,Chile i w Chinach,odkrywałam nowe,nieznane miejsca.
Jeśli chodzi o fabułę,mamy Keirę i Adriana,panią archeolog pracującą w dolinie Omo w celu odkrycia pierwszego człowieka oraz pana astrofizyka,który pracuje w Chile i obserwuje niebo. Jednak nieoczekiwanie wszystkie ich plany ochodzą w cień,gdy Keira dostaje dziwny wisiorek od Harry'ego.Nagle ich wyprawy się kończą,a oni odnajdują siebie w dniu prezentacji projektów o dotację na dalsze kontynuowanie badań.Okazuje się,że los łączy ich nieprzypadkowo.
Książka jest pełna humoru,miłości oraz sensacyjnych pogoni.W jednej chwili akcja biegnie leniwie,by za chwilę gnać jak szalona.Czyta się bardzo szybko.Ale nie można czytać bez uwagi,bo szybko straci się wątek w jakiejś zawiłej galaktyce;)
Co ciekawe,autor podzielił powieść na dwie części,druga z nich nosi tytuł "Pierwsza noc",i już nie mogę się doczekać kiedy zacznę ją czytać.No ale na półce jeszcze mnóstwo książek do czytania,na biurku wciąż leży niezaczęła "Ferdydurke" i ledwo zaczęta "Boska komedia" (która tak mnie nudzi,że używam jej jako sposób na zaśnięcie-dwa rozdziały i oczy mi się kleją niemiłosiernie).Do tego wzięłam się w końcu za przeglądnięcie listy lektur na maturę.I jestem miło zaskoczona,bo większość czytałam,po raz pierwszy w życiu cieszę się,że dzięki mojemu zaparciu do klasyków je czytam.Dzięki temu jestem do przodu z nadprogramowymi lekturami.No i nie tylko nadprogramowymi,bo np.Pani Bovary czy Nana są obowiązkowe,a w szkole nie czytaliśmy.
Wracając do "Pierwszego dnia"-plus za piękną okładkę! Jest naprawdę urocza.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ósmoklasiści nie płaczą

"Safe Haven"/"Bezpieczna przystań" (2013)

Recenzja: Dziewczyna z Brooklynu - Guillaume Musso