Miłość na Pacyfiku

Zawsze lubiłam książki mające wątek historyczny,bo oprócz wartkiej,ciekawej akcji można się dużo nauczyć i dowiedzieć praktycznie bez większego wysiłku. Warunek jest jeden-trzeba takie powieści lubić. Ja lubię,aczkolwiek była to pierwsza książka o takiej tematyce jaką czytałam. Z reguły jak czytam już powieść historyczną to albo jest to tematyka obozów koncentracyjnych,albo coś o historii religii albo ewentualnie czasy arturiańskie. "Miłość na Pacyfiku" to natomiast powieść tocząca się w czasie Drugiej Wojny Światowej,która widziana jest oczami pilota samolotu,marynarza i pielęgniarki. Każda z tych perspektyw jest nieco odmienna,co dodaje dodatkowego smaczku.
Była to moja pierwsza powieść Petera T. Deutermanna,który według notatki na tylniej okładce jest jednym z najpoczytniejszcyh pisarzy amerykańskich. Cóż,nigdy wcześniej o nim  nie słyszałam. Książkę wypożyczyła moja mama,która najchętniej czyta jakieś romanse,lekką fantastykę,ogólnie książki,które czyta się szybko,łatwo i przyjemnie. Mama przeczytała w dwa dni,była zachwycona,wychwalała książkę pod niebiosa,także szybko się za nią zabrałam. Niestety przez ostatnie wyjazdy czytanie szło mi dość opornie,bo z reguły czytam godzinę,dwie,przed snem,ale podróże mnie wręcz wykańczały.W żadnych innych okolicznościach nie czytałabym tej książki aż tydzień.Trzy dni maksymalnie.
Jak to często w wielowątkowych powieściach bywa,i tym razem "ustrzeliłam" sobie ulubioną postać.Był to Mick,pilot.Nie można było go nie lubić,arogancki,pewny siebie,wysoki i silny(podejrzewam,że pewnie byłby w moim typie). Marsha jakoś specjalnie nie polubiłam,ale nie można odmówić mu odwagi i poświęcenia. Gloria była także dobrą postacią,urozmaicała trochę te "męskie" krajobrazy wojenne. Coś było pokazane z kobiecego punktu widzenia,i za to daję ogromny plus autorowi.
Kolejny plusik-świetne opisy,bardzo realistyczne! Wszystko było opisane w najdrobniejszych szczegółach,więc gdy tylko przymknęłam na moment oczy widziałam wszystko bardzo wyraźnie.
Następna rzecz,która zaskoczyła mnie pozytywnie to wątek romansu,ale był on bardzo delikatny,o naturze bardziej psychologicznej,co idealnie się wkomponowało w całość powieści.
Najbardziej jednak podobało mi się,że mogę odkryć miejsca i ówczesne sposoby walki.,o których uczyłam się w minionym roku szkolnym na historii.Jestem pewna,że jeśli za dwa lata trafię na to na maturze przypomnę sobie wszystko o wiele szybciej kojarząc właśnie tę książkę.
Okładka jakoś nie zachwyca,nie mam pojęcia co to ma być za postać,chyba nie Gloria,ale jak mówi przysłowie "nie oceniaj książki po okładce".


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ósmoklasiści nie płaczą

"Safe Haven"/"Bezpieczna przystań" (2013)

Recenzja: Dziewczyna z Brooklynu - Guillaume Musso