Anthony Doerr - Światło, którego nie widać



Tytuł: Światło, którego nie widać/All the Light We Cannot See
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 640






Otwórzcie oczy i popatrzcie na to, co możecie zobaczyć, nim zamkniecie je na zawsze.


Już od dawna chciałam przeczytać tę książkę, nie wiedziałam nawet o czym jest. Dodałam ją kiedyś na półkę „chcę przeczytać” na moim lubimyczytac i o niej zapomniałam. Przypomniało mi się dopiero, gdy zobaczyłam ją w bibliotece, opasłe tomisko pyszniło się na półce, więc bez wahania po nie sięgnęłam. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że powieść porusza tematy wojenne! Będąc ogromną wielbicielką takiej tematyki, ucieszyłam się przeogromnie. :D





Krocz ścieżkami logiki. Każdy skutek ma przyczynę, istnieje wyjście z każdej sytuacji. Do każdego zamka można dopasować klucz.


Anthony Doerr opowiada w książce dwie historie, toczące się równolegle. Pierwszą z nich jest historia Marie-Laure, paryskiej dziewczynki, która w wieku kilku lat straciła wzrok. Werner, chłopiec z Niemiec, wielbiciel radia, stanowi drugą część opowieści.
Marie-Laure mieszka z ojcem, który pracuje w muzeum w Paryżu, gdzie jest odpowiedzialny za wszelkie klucze. Potrafi również rzeźbić różne przedmioty w drewnie i tworzy dla swojej córki modele miasta, by Marie-Laure mogła się w nich jakoś odnaleźć i stać się jak najbardziej samodzielna.  Po wybuchu drugiej wojny światowej ta mała rodzina ucieka do stryja w Saint-Malo w Bretanii. Tuż przed ucieczką dyrektor muzeum powierza ojcu wyjątkowy i bezcenny klejnot, najbardziej wartościowy okaz.
Werner wychowuje się w sierocińcu w Zagłębiu Ruhry wraz z siostrą Juttą. Jego wielką pasją jest matematyka oraz radia. W dzieciństwie Werner i Jutta wsłuchują się w tajemnicze emisje francuskiego profesora. Dzięki swojemu talentowi Werner zostaje przyjęty do elitarnej szkoły, gdzie uczęszczają tylko najlepsi chłopcy, jednak niedługo później zostaje oddelegowany na front rosyjski.

Co łączy losy dwojga bohaterów?



Wszyscy pojawiamy się na świecie jako pojedyncza komórka, mniejsza od drobinki kurzu. Znacznie mniejsza. Podział. Mnożenie. Dodawanie i odejmowanie. Materia przechodzi z rąk do rąk, atomy pojawiają się i znikają, wirują molekuły, łączą się białka, mitochondria wysyłają polecenia oksydatywne, powstajemy jako mrowie połączeń elektrycznych. Płuca, mózg, serce. Po czterdziestu tygodniach sześć bilionów komórek przeciska się przez drogi rodne matki. Krzyczymy. Później atakuje nas świat.

Akcja powieści zaczyna się od „teraźniejszości”, czyli 1944 roku, kiedy to losy bohaterów się ze sobą splatają. Przez większość książki cofamy się nieco w przeszłość i poznajemy bohaterów, przyglądamy się rozwojowi wojny z dwóch różnych punktów widzenia. Z jednej strony mamy perspektywę Francuzów, a więc ofiar, zaś z drugiej – Niemców, czyli okupantów. Jednocześnie widzimy, że nie należy patrzeć na to w tak stereotypowy sposób, bowiem Werner na pewno nie jest przykładem typowego Niemca tamtych czasów. Na końcu przenosimy się na chwilę do przyszłości.
Mimo dużej objętości, książkę czyta się szybko ze względu na jej budowę graficzną. Rozdziały są krótkie, strona często zapisana jest tylko w połowie, czcionka jest spora, ale oczywiście także fabuła jest na tyle wartka, że od razu wciąga czytelnika. Chwile „teraźniejszości” wplatane do głównej opowieści stwarzają niezwykłe napięcie, które osiąga punkt kulminacyjny na samym prawie końcu. Bohaterowie są świetnie wykreowani, niesamowicie zżyłam się zarówno z Werterem, jak i z Marie-Laure, i z zapartym tchem śledziłam ich losy. Na pewno nie może dziwić, że za tę książkę Anthony Doerr otrzymał w 2015 roku nagrodę Pulitzera, a rok wcześniej powieść trafiła na listę najlepszych książek New York Timesa. Zwróciłabym również uwagę na walory historyczne, nie ma żadnych niedomówień i przeoczeń, autor naprawdę sumiennie zrobił research.



- Czy należy coś robić tylko dlatego, że wszyscy inni to robią?



 Na sam koniec chciałabym wspomnieć o przepięknej okładce, twardej, solidnej. Cała książka jest ładnie wydana, grube kartki, przyjazna czcionka, mnie tak dobrze dopracowana strona wizualna bardzo cieszy.



To tylko słowa, a czym są słowa, jeśli nie dźwiękami ukształtowanymi z ludzkiego oddechu, nieważkimi obłokami powietrza, które płyną przez kuchnię, rozpraszają się i nikną.


____________________________________________________________________________


Zapraszam Was na mój instagram, gdzie na instastories będę pokazywać co aktualnie czytam oraz wstawiać oczywiście zdjęcia, oraz na moje konto lubimyczytac, gdzie możecie zobaczyć moją biblioteczkę.:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ósmoklasiści nie płaczą

"Safe Haven"/"Bezpieczna przystań" (2013)

Recenzja: Dziewczyna z Brooklynu - Guillaume Musso